fbpx
Kultura
„Upały, mango i ropa naftowa” – metafora Wenezueli

„Upały, mango i ropa naftowa” – metafora Wenezueli

Czy da się mówić lub pisać o Wenezueli nie wspominając o polityce? Łudziłam się, że tak. Myślę, że to nie wstyd przyznać się, że tej sfery życia społecznego naprawdę nie pojmuję i nie potrafię analizować. Dlatego po wpisaniu w wyszukiwarkę biblioteki nazwy tego kraju starannie odrzuciłam wszystkie pozycje z Chávezem na okładce i słowami władza lub rewolucja w tytule. Obok przewodnika i książki dla dzieci zostały mi więc „Upały, mango i ropa naftowa”, książka o Wenezueli autorstwa Wojtka Ganczarka. To tytułowe czarne złoto okazało się jednak zdradliwe, ale podejrzewam, że żadna inna książka o Wenezueli nie dałaby mi takiego efektu katharsis.

Spis treści

  • Plamka ropy
  • Dolary
  • Cztery rolki papieru
  • Nędznicy
  • Wywiad: Rada wspólnoty, czyli demokracja bezpośrednia po wenezuelsku
  • Nauczyciel
  • Służba
  • Wakacje
  • Państwowa kultura alternatywna
  • Miasto w liczbie mnogiej
  • Najniebezpieczniejsza stolica świata
  • Matka Boska od kałasznikowów
  • Mleko w proszku
  • Brak mleka w proszku
  • Mleko w proszku według Hugo Cháveza
  • Wywiad: Robić interesy w Wenezueli
  • Wyjechać i wrócić
  • Rodowita Wenezuelka
  • Matki, kochanki, rzadziej żony
  • Wenezuelczyk się nie smuci
  • Łańcuszek szczęścia
  • Boże Narodzenie
  • Anioły śmierdzą potem i żrą kiełbasę
  • Bieda z nędzą
  • Bogactwo i obfitość
  • Wywiad: Dojście do władzy w kraju o największych rezerwach ropy naftowej na świecie albo: jak z konsumpcjonisty zrobić komunistę
  • Gran Sabana
  • Betonowy pomnik z siedemdziesiątego trzeciego
  • Złote miasta
  • Kołaczcie, a otworzą wam
  • Upały, mango i ropa naftowa
  • Polowanie na krokodyla
  • Santa Rosalia
  • Morichalito
  • Złota wolność
  • Drogą jest Chrystus, a Chrystus jest Chávezem
  • W górach jestem szczęśliwy
  • Cwaniaki
  • Anioły Stróże
  • Mérida
  • Wywiad: Przeżyć protesty
  • Wsi spokojna, wsi wesoła
  • Mango z marakują
  • Ostatni żart w Wenezueli

Esencja w tytule

Zacznę od tego, że bardzo pochopnie oceniłam tytuł książki jako mało wyszukany. Kryje się w nim świetna metafora. W trzech krokach tłumaczy ona dlaczego Wenezuelczycy i ich kraj są jacy są. Gdy tylko przeczytałam rozdział temu poświęcony od razu zrozumiałam, dlaczego autor właśnie pod nie podpiął całą narrację.

Trzy rzeczy, o których cały świat marzy, ale które zamiast pomagać, rozleniwiają, uniemożliwiają normalne funkcjonowanie (…) (str. 253).

Dużo czasu zajęło mi przemyślenie moich odczuć co do tej lektury. Z jednej strony to opowieść o pedałowaniu. Czytasz i patrzysz na mapkę, przemieszczasz się razem z autorem. Z drugiej, ambitne wywiady i wyciągane wnioski ekonomiczne, polityczne i socjalne oraz bogata bibliografia, na której one bazują. Trochę mi się ta lektura dłużyła. Może to kwestia małej czcionki, a może tego, że nie dałam sobie czasu na głęboką lekturę, tylko łykałam treści wielkimi partiami mając mało czasu. Generalnie fascynuje mnie mnogość i jakość cytowanych źródeł, do których odsyła autor. To było jak jazda na rowerze i podziwianie tych samych krajobrazów, co autor. Jednocześnie co i rusz wyjmowanie spod pachy encyklopedii i formowanie sobie pogląd na temat polityki kraju i stanu rozkładu, w jaki wpędził go komunizm. Bywało ciężko udźwignąć to wszystko na raz, ale dochodzę do wniosku, że ta wiedza i szerokie spojrzenie były tego warte.

Mój ulubiony rozdział

Jedno wiem na pewno – całkowicie podzielam humor Wojtka. Zawsze czekałam na fragmenty mówiące o społeczeństwie wenezuelskim. Celowały w jakąś konkretną jego cechę, trochę przyrównując do Polaków, trochę ironizując, ale bardzo subtelnie. Człowiek mimowolnie półgębkiem się uśmiechał, szczególnie znając tamtejszą mentalność i mając z nią styczność. Nie mogę tu nie wspomnieć o rozdziale, który według mnie jest absolutnym hitem. „Cwaniaki” podbił moje serce, bo opisane tam kwestie obserwuję też u innych narodów latynoskich (najbliższym mi przykładem jest oczywiście Peru). A mówi on mianowicie o Wenezuelczykach jako o społeczeństwie o charakterystyce bipolarnej.

Z jednej strony kombinatorstwo i bezpośrednie traktowanie innych, a z drugiej tendencja do obsesyjnego usztywniania i formalizacji w kwestiach biurowych. W życiu podróżnika-cyklisty przekłada się to następująco:

I tak to w Wenezueli bywam widziany jako pedantyczny legalista – bo na przykład jeżdżę rowerem prawą stroną drogi, a przecież można lewą; bo zatrzymuję się na czerwonym i wyrzucam śmieci do kosza, a nie za okno, i tak dalej. Innym razem patrzą na mnie jak na nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie anarchistę, bo, powiedzmy, usiłuję wejść do galerii handlowej w -o zgrozo!- klapkach, co według regulaminu jest przecież surowo zabronione. (str. 316)

Podstawą rozważań w tym rozdziale jest książka Axela Caprilesa „La picardía del venezolano o el triunfo de Tío Conejo”. Szczególnie ciekawy wydaje mi się zacytowany z niej eksperyment, w którym zapytano Szwajcarów i Wenezuelczyków o przeciwieństwo słowa pícaro, co na polski przetłumaczylibyśmy jako cwaniak i szelma. Dla Szwajcara są to: człowiek honoru, cnotliwy, dżentelmen, szczery, uczciwy. A dla Wenezuelczyka? Frajer, głupiec, idiota, cienias, ktoś bez iskry. Potem dostajemy całe wyjaśnienie skąd bierze się taka różnica w rozumowaniu, ale ja ze swojej strony niczego więcej nie zdradzę. Zachęcam do sięgnięcia po książkę!

rola kobiety i mężczyzny

Drugim ważnym dla mnie wątkiem poruszonym w książce jest ten o postrzeganiu kobiety i mężczyzny. Tu również podstawą do rozważań jest inne dzieło – praca salezjanina i psychologa Alejandro Moreno Olmedo zatytułowana „La Familia Popular Venezolana”. I oto okazuje się, że specyfika rodziny wenezuelskiej ma swoje korzenie jeszcze w czasach kolonialnych (a jakże by nie) i opiera się na silnej relacji matki z synem. To ona jest pierwszą kobietą w życiu każdego faceta i nie przestaje nią być z biegiem lat. Skoro ojca z zasady nie ma, to syn przejmuje rolę głowy rodziny, a jego matka zaspokaja swoje potrzeby ekonomiczne, bezpieczeństwa, przywiązania czy stałości uczuciowej właśnie z nim.

„(…) chłopak nigdy nie przeżywa siebie samego jako mężczyzny, zawsze jako syna”. Rodziną kobiety są jej dzieci, rodziną mężczyzny – jego matka. (…) Dla niego jedyną prawdziwą miłością jest matka, a dziewczyna czy żona służy jedynie zaspokojeniu potrzeb seksualnych, czyli tych, których nie może zaspokoić w domu rodzinnym. Relacja syna z matką wyklucza konkurencję na polu uczuciowym, nie ma tutaj miejsca dla stabilnego związku z inną kobietą, sytuacja jest zresztą symetryczna: „chłopak dla dziewczyny nie znaczy więcej niż narzędzie niezbędne do tego, by zrobić z niej matkę, narzędzie, które można odrzucić, gdy spełni swoją funkcję […]. Dla mężczyzny – z drugiej strony – kobieta, która urodzi mu dziecko, potwierdza jego męskość […]. (str. 141-142)

Chociaż może dla nas jest to szokujące i nie mieści się w głowie, cały ten rozdział dobitnie potwierdza, że istnieje obopólna zgoda na taki model. Samotne matki z gromadką dzieci nie są widokiem dziwnym, ale, co nawet ważniejsze, nie są też powodem do smutku, pesymistycznego czy roszczeniowego podejścia do życia. Pomimo takich a nie innych okoliczności, zawsze znajdzie się ktoś, kto „po sąsiedzku” zaopiekuje się naszymi pociechami, gdy trzeba coś załatwić.

Błędne koło w postaci zakorzenionych wzorców, odnawia się nieustannie. Kobiety dbając o swoją urodę próbują upodobnić się do miss. Ubierają się wyzywająco, a na piętnaste urodziny dostają operacje plastyczne. To tylko podkręca zainteresowanie mężczyzn, bo przecież chcą złowić tego najlepszego, który rozwiąże im życie „les resuelve la vida”, jak uczą je od dzieciństwa. Co jednak stoi za tym rozwiązanym życiem? Rzadko kiedy małżeństwo czy inny stały związek.

dojrzałe podróżowanie

Ta książka o Wenezueli to notatki człowieka zapewne bardzo zmęczonego, bo podróżującego przez wiele miesięcy przez Amerykę Łacińską. Celowe włóczenie się, pozwalające złapać dystans, wyostrzyć zmysły na inność i nabrać perspektywy co do własnej kultury. I chociaż to brzmi tak górnolotnie, to przecież nie da się zaprzeczyć, że materialnie musiało być w tej podróży trudno.

Daje mi to do myślenia i przypomina własną podróż do karaibskiej części sąsiedniej Kolumbii w 2012 roku. Zaryzykuję nawet mówiąc, że ta lektura otworzyła trochę stare rany. To była moja wymarzona wyprawa do kraju, o którym uczyłam się na własną rękę jak o żadnym innym. Pierwszy raz leciałam samolotem, pierwszy raz w ogóle poza Europę. No i sama. I to było potężne zderzenie dwóch przeciwległych biegunów. Pamiętam, że chciałam uciekać już po dwóch tygodniach (z planowanych dwóch miesięcy). Wszystko przez brak doświadczenia i obycia z tak różnymi kulturowo ludźmi. Dowiedziałam się wtedy o sobie bardzo dużo – szczególnie tego, że jestem bardzo osadzona w polskiej i europejskiej rzeczywistości. Byłam zamknięta na inny sposób myślenia, wydawał mi się on wrogi. Czułam się atakowana humorem Kolumbijczyków, który niestety odbierałam zbyt osobiście. Nie miałam dystansu do siebie.

Muszę przyznać, że była to dla mnie bardzo wartościowa lektura. Może i otworzyła rany, ale poza tym początkowym bólem pozwoliła mi się zdystansować do tamtych odległych doświadczeń i w końcu wyciągnąć rozsądne wnioski. Właśnie tak lubię się uczyć. Z obserwacji mojego rodaka, który dzieli się swoimi spostrzeżeniami, ale chętnie opiera je na lokalnych publikacjach. Niby to książka o podróży rowerem, ale tak naprawdę w głąb wenezuelskiej codzienności. I siebie samego.

Podziel się:
Tags :

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close