
Tygodnie rdzennej ludności Ameryki – wyzwanie #semanasindigenas
Co pamiętasz z lekcji historii na temat konkwisty Ameryki przez Hiszpanów? Zapewne to, że zniszczyli cywilizacje Azteków, Majów i Inków. Te trzy nazwy utknęły nam głęboko w głowie, często jako jedyne odnośniki do kultury krajów latynoskich. Co po nich zostało do dnia dzisiejszego? A co jeszcze poza nimi było i jest na kontynencie latynoamerykańskim? Dowiesz się tego z nowego wyzwania #semanasindigenas.
Tak się złożyło, że treści na Instagramie Ogarniando układają się w wyzwania. Po #1mes1pais, o którym już wcześniej pisałam nadszedł czas na kolejne, krótsze. Przez 22 tygodnie, aż do końca grudnia 2022 roku zajmować się będziemy rdzennymi mieszkańcami Ameryki Łacińskiej.
Boski atlas
cały pomysł powstał dzięki dwóm zdarzeniom. Po pierwsze, podczas pisania pracy licencjackiej natrafiłam w internecie na niesamowity atlas, Atlas Sociolingüístico de Pueblos Indígenas en América Latina (Socjolingwistyczny Atlas Rdzennych Ludów Ameryki Łacińskiej, tutaj ściągniesz tom 1., a tutaj tom 2.), który powstał z ramienia UNICEF. W głębi duszy bardzo chciałam się w niego wczytać, ale nie było sensownego powodu, dla którego miałabym analizować potężne tomiska z wykresami i schematami. Rzecz w tym, że to ok. 1000 stron podzielonych na dwa tomy, każdy zajmujący się innymi częściami kontynentu. Pod lupę brane są w nim kwestie społeczne i językowe. I chociaż powstał w 2009 roku, uznałam go za dobry punkt odniesienia do zajęcia się tym tematem na własny sposób. Przede wszystkim ważne było dla mnie, że mam wszystko w jednym miejscu, a także że nie muszę porównywać statystyk na różnych stronach i głowić się, dlaczego się różnią.
Niewiedza nie jest wytłumaczeniem
Po drugie, podczas chilijskiego kwietnia na Instagramie Ogarniando wyniosłam pewną lekcję, o której chcę tu pokrótce napisać. W poście o polecanych przeze mnie kontach instagramowych poleciłam Wam konto chłopaka, który jest Mapuczem. Jego zdjęcia i filmiki to plejada barw, tańców, festiwali i podróży kulturowych. Zawsze zachwycał mnie jego kontent. Okazało się jednak, że patrzyłam na to wszystko bardzo płytko.
W opisie mojego posta podkreśliłam, że na jego koncie jest mnóstwo folkloru. I dostałam od niego komentarz, w którym dziękował za polecenie. Jednak zaraz za podziękowaniem było klarowne sprostowanie. Wytłumaczył mi, że misją jego konta jest dekolonizacja obrazu rdzennych mieszkańców Ameryki. Że nie chce się ograniczać do tego powierzchownego spojrzenia, na którym tak wiele ludzi poprzestaje. Zamurowało mnie przez chwilę. Musiałam pomyśleć. I następnego dnia, już otrząśnięta z szoku mogłam do niego napisać dłuższą wiadomość. Wytłumaczyłam w niej, że moim celem nie było potraktowanie tematu indígena po macoszemu, ale zdaję sobie sprawę, że rzeczywiście to zrobiłam. Przeprosiłam i zasłoniłam się faktem, że nas w szkole nie uczulają na tego typu niuanse. Co za głupota – tak sobie teraz o tym myślę. Przecież perfidnie zachowałam się jak dziedziczka europejskiej, pseudodominującej cywilizacji. Ta cała sytuacja wyjątkowo nie dawała mi spokoju. Dlatego pozwoliłam, by i ona była wyznacznikiem nowego materiału na Instagramie.
Wyzwanie #semanasindigenas to z mojej strony takie otwarcie furtki do tych rdzennych kultur ukochanego kontynentu. Będzie całkowicie po polsku właśnie po to, żeby każdy z nas zrozumiał 100% z jego treści i już więcej nie miał wymówek takich, jak ta użyta przeze mnie wyżej. Zależy mi na uświadamianiu i edukowaniu, na daniu dostępu do tego, co do tej pory było dla garstki znających język hiszpański.
Unikaj słowa Indianin
Właśnie dlatego, tuż po wprowadzeniu, pierwszym poruszonym przeze mnie tematem było nazewnictwo. Może nam się wydawać, że słowo Indianin brzmi niewinnie i brak w nim podtekstów. Trzeba jednak widzieć dalej i zdać sobie w końcu sprawę, że w środowisku docelowym (w naszym przypadku jest do Ameryka Łacińska) jest ono piętnujące i krzywdzące. Dla jasności: indígena to nie Indianin. Indianin to indio, a nazwanie tak kogoś to niezła obelga. Tak nazywali te ludy Hiszpanie, gdy dotarli na kontynent amerykański. Przez pomyłkę Kolumba, który był przekonany, że dotarł do Indii, zaczęto tubylców nazywać tak, jak mówią to zasady. Nie mów, że nie zastanawiało Cię nigdy, dlaczego na mieszkańców Indii mówimy Hindusi! I właśnie przez bezpośredni związek z krwawą konkwistą mówienie na rdzenne ludy tak, jak mówił na nie wróg, jest najprościej mówiąc okrutne. Nawet w naszych czasach umacnia ono rozróżnienie na lepszych białych i gorszych kolorowych, które przez całe stulecia dyskryminowało ludzi.
Życzyłabym sobie, by w naszym języku istniało równie plastyczne słowo co indígena po hiszpańsku. Takowe jednak niestety do tej pory nie powstało. Z tego powodu nie pozostaje nam nic innego, jak tylko oswojenie się z dłuższymi opcjami: ludność albo społeczność rdzenna lub etniczna, natywni mieszkańcy, ludzie z grupy etnicznej X lub ludu Y.
Jakby nie patrzeć, każda z tych nazw próbuje pomieścić w swojej definicji rzesze ludzi bardzo od siebie niekiedy różnych. Ludy Amazonii nijak się mają do tych z Patagonii, Andów czy Mezoameryki. I, co ważne, sami rdzenni mieszkańcy nie widzą siebie z perspektywy tych określeń. Dla nich najważniejsza jest przynależność do konkretnej grupy etnicznej i uwidacznia się to właśnie w sposobie przedstawiania siebie i swojej społeczności.
Ludność rdzenna w liczbach
Moim celem nie jest zanudzanie Cię statystykami. Liczby mają jednak to do siebie, że w łatwy sposób porządkują rzeczywistość. Dlatego mimo wszystko po nie sięgnę, żeby wybrzmiało tu kilka fundamentalnych faktów na temat rdzennych mieszkańców Ameryki.
Pierwszym z nich jest ich udział w całym społeczeństwie kontynentu. Szacuje się, że w całej Ameryce Łacińskiej między 6 a 10% populacji to indígenas. Kulturowo można je podzielić na mniej więcej 520 różnych ludów. W jednych krajach żyje ich więcej, w innych mniej. Najwyraźniejszym tego dowodem jest fakt, że 87% całej ludności etnicznej żyje tylko w 5 krajach: Meksyku, Boliwii, Gwatemali, Peru i Kolumbii (kolejność nieprzypadkowa). Pozostałe 13 zamieszkuje w pozostałych krajach kontynentu. Nie zawsze też duża liczba ludów przekłada się na dużą liczbę ich członków. Dla przykładu w Amazonii doliczono się 316 ludów o łącznej populacji ok. 1,4mln mieszkańców, podczas gry w Mezoameryce tych ludów jest tylko 77, ale liczących sobie aż 12,5mln ludzi.
Bogactwo językowe
Oddzielną kwestią są języki rdzenne, które nie zawsze idą w parze z liczbami związanymi z populacją. Tych 520 ludów mówi w 420 językach należących do 140 różnych rodzin języków. Dla porównania w Afryce tych języków jest między 1,5 i 2 tys., ale należą tylko do 4 rodzin! Różnorodność językowa Ameryki Łacińskiej stanowi 7-11% wszystkich języków świata. Te używane przez naprawdę sporą, bo ponad milionową grupę ludzi to quechua, náhuatl, aimara, maya yucateco i k’iche’. Ich obecny zasięg ma swoje wytłumaczenie w historii. Hiszpanie traktowali napotkane wielkie cywilizacje mniej niszczycielsko niż małe społeczności, często ich języki posłużyły również do Ewangelizacji na szeroką skalę. Są też jednak takie rejony, gdzie nie mówi się już w żadnym rodzimym języku. Jest to Urugwaj oraz wyspy Morza Karaibskiego – Kuba i Dominikana. Tam ludność rdzenna została wymordowana w bardzo krótkim czasie po dotarciu Hiszpanów. Obecnie aż 26% wszystkich języków regionu jest zagrożonych wymarciem, a aż 80% z nich używanych jest w Patagonii.
Przez szacunek
Wiem, że są osoby, które nawet idąc na filologię hiszpańską czy iberystykę traktują studia jak kurs językowy i niechętnie uczą się o kulturze czy literaturze. To są jednak nieodłączne elementy, których się nie rozdzieli. Jeśli więc Ty uczysz się hiszpańskiego, choćby samodzielnie, a Twoje zainteresowania krążą wokół Ameryki Łacińskiej, to nie przechodź obojętnie obok wyzwania #semanasindigenas. Po pierwsze dlatego, że naprawdę warto wyjść ze swojej sfery kulturowej. Zobaczyć, że tak naprawdę, przez środki masowego przekazu dociera do nas bardzo ustandaryzowany przekaz. Po drugie, i ważniejsze, z czystego szacunku. Uważam, że obowiązkiem każdego z nas jest nikogo nie obrażać, nawet z niewiedzy. A każdy uczący się hiszpańskiego zwiększa swoje szanse na styczność z kontynentem amerykańskim i jego zapleczem kulturowym. Im większa świadomość, tym większa odpowiedzialność. to taka uniwersalna prawda, która, jeśli zostanie zapomniana, może wyrządzić wiele szkody. Także nam samym.
Wow super post, ja sama osobiście nie używałam słowa „Indianin” jakoś tak mi nie pasowało bardziej pasowało mi do Indii hahaha używałam nazw Państw np. Meksyk to Meksykanin, może na to wpływ miała bajka „pocahontas” i pokazanie tam traktowanie siebie nawzajem tylko przez kolor skóry. Uważam także, że nie można nikogo obrażać bo jest inny, tak naprawdę możemy być okrutni nie tylko dla innych nacji ale także dla własnych rodaków bo na przykład ktoś ma problemy z nauką. Jestem bardzo ciekawa i wdzięczna, że ktoś poruszył ten temat bo brakowało mi właśnie miejsca gdzie mogę się doszkolić a także uważam, że trzeba taką świadomość szerzyć.
Bardzo dziękuję za Twój komentarz, Angelika! Twoja aktywność na Insta i tutaj mnie pozytywnie zadziwia i sprawia, że tym bardziej mam ochotę te treści tworzyć <3 To wspaniale, że "Indianina" nie było w Twoim osobistym słowniku. Prawda, że łatwo kogoś obrazić nawet przez nieświadomość, dlatego właśnie to wspaniałe, że nawet przez banalne może zdjęcia w social mediach i wpisy na blogu można szerzyć dobre idee! Ściskam 🙂